niedziela, 20 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 5

Otworzyłam oczy. To nie był mój pokój...gdzie ja do cholery jestem! Podniosłam się na łokciach ale od razu tego pożałowałam. Tak mniej więcej wszystko mnie bolało chociaż i tak "ból" jest bardzo delikatnym określeniem na to co właśnie czułam. To tak jakby kot mnie przeżuł i wypluł. Ogólnie mówiąc masakra!
-Nawet na chwilę nie można zostawić cię samej.
Obróciłam głowę w stronę mówiącego. To był Jellal.
-Lepiej się nie ruszaj. Twoje rany są dość głębokie.
-Opatrzyłeś mnie?
-A co według ciebie miałem zrobić?
-Dziękuje...
-Nie ma za co. Teraz jesteśmy kwita.-uśmiechnął się
-Ile spałam?
-A z trzy dni.
-C-co?! Muszę iść!
Zerwałam się z łóżka. Rany automatycznie otworzyły się sprawiając mi ból. Syknęłam i złapałam się za głowę, która też niemiłosiernie mnie bolała. Jellal wstał i zmusił mnie do położenia się:
-Spokojnie, spokojnie, radzę ci nie ruszaj się bo tylko pogorszysz sprawę. A tak w ogóle co się stało bo według mnie to nie była zwykła bójka.
Opowiedziałam mu wszystko. Cała się przy tym trzęsłam a w oczach pojawiły się łzy. Jellal widząc to przytulił mnie delikatnie jakbym była z porcelany. Zaczął gładzić mnie po włosach:
-Cii... na pewno sobie poradzą. Przecież jest z nimi Natsu, Gray i reszta, prawda?
Mówił cicho i spokojnie. Wtuliłam się w niego, słyszałam bicie jego serca.
-Lepiej się prześpij. Dobrze ci to zrobi.
Położył mnie delikatnie, przykrył kołdrą i pocałował w czoło
-Słodkich snów.
Uśmiechnęłam się po czym zamknęłam oczy i zasnęłam.

-Erza...
Ktoś mnie wołał ale słyszałam tego kogoś jakby był za jakąś szybą.
-Erza...
Słyszałam go coraz lepiej
-Erza...
Otworzyłam oczy
-Erza, musimy uciekać!
Jeszcze lekko zaspana nie wiedziałam co się dzieje. Jellal wziął mnie na ręce i wybiegł z budynku. Biegł tak dłuższą chwilę. Przyglądnęłam się mu. Jego źrenice były rozszerzone, serce biło jak oszalałe:
-Co się dzieje?
-Ktoś nas zaatakował a nie mogłem pozwolić na to żebyś na tym ucierpiała.
-Jak wyglądał?
-Tak mniej więcej jak anioł, czy coś w tym stylu...
-Boże...proszę, musisz mnie zostawić!
-Nie ma takiej opcji! Nie jesteś jeszcze do końca zdrowa!
-Na Jasność! Zostaw mnie! Inaczej on cię zabije! Cholera!
Kłóciliśmy się przez dłuższą chwilę. Za nami zobaczyłam anioła. Wyrwałam się chłopakowi:
-Czego ode mnie chcesz?! Czemu niszczysz mi życie?!-krzyknęłam do skrzydlatego
Anioł nie odpowiedział. Stanął przede mną i wyciągnął rękę w moja stronę:
-Michael jestem. Miło mi.
Ręce mi opadły. Nie wiedziałam czy śmiać się, czy płakać. To było żałosne.
-Co chcesz przez to osiągnąć?! Co?!
-Bóg kazał przekazać mi...-nie pozwoliłam mu dokończyć
-Kazał ci zabić wszystkich moich przyjaciół i bliskie mi osoby, tak?! To idź do tego swojego "Boga" i powiedz mu żeby się odpierdolił ode mnie i od mojej rodziny! Rozumiesz?!
-...kazał mi przekazać, że jesteście w wielkim niebezpieczeństwie...
-Już wystarczy, że ty tu jesteś! Jesteś cholernie niebezpieczny! Zdajesz sobie z tego sprawę?!
-Ziemianie...-westchnął Michael-Musicie się nawrócić...
-Bo co?! Pozabijasz nas?!
-...bo zbliża się Sąd Ostateczny...
-Wiesz ty co... spierdalaj! Choć Jellal, musimy dotrzeć do jakiegoś miasta.
Odwróciłam się i ruszyłam byle dalej od tego przeklętego skrzydlatego. Obaj mężczyźni stali w miejscu.Po chwili niebiesko włosy ogarną się i pobiegł za mną.

Po godzinie marszu doszliśmy do miasta. Od razu skierowałam się na stację. Popatrzyłam na rozkład jazdy. Magnolia, Magnolia, Magnolia, o jest!:
-Za dwadzieścia minut mam pociąg więc tu się chyba rozstaniemy...
-O nie! Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz! Trzeba cię pilnować bo coś sobie jeszcze zrobisz.
Zaczęliśmy się śmiać. Ludzie czekający na pociąg dziwnie się na nas patrzyli. Usiedliśmy na ławce i rozmawialiśmy w sumie o wszystkim i o niczym. Za chwilę pociąg zatrzymał się z piskiem na stacji. Wsiedliśmy do wagonu i zaczęliśmy kontynuować naszą jakże ciekawą konwersację. Tak minęła nam cała podróż. Wysiedliśmy w Magnolii. Było ciepło, słonecznie, ptaszki śpiewały i wszyscy wyglądali na szczęśliwych. Razem z Jellalem ruszyliśmy w kierunku gildii.

Zatrzymaliśmy się przed wejściem do budynku. Z zewnątrz wyglądał tak jak zwykle. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Delikatnie mówiąc SZOK! Na podłodze jeszcze leżały ciała poległych, niektóre bardziej wyjedzone przez muchy i inne insekty. Zebrało mi się na wymioty ale powstrzymałam się. Minęło parę dni więc chyba nie ma sensu szukać ocalałych... i wyszłam. Ruszyliśmy do mojego domu gdzie przygotowałam coś do jedzenia. Później razem z Jellalem zagraliśmy w scrabble. Tak minął nam wieczór.

Rano wstałam wcześniej aby zrobić kanapki na podróż. Jaką podróż? A no właśnie na podróż która ma na celu znalezienie reszty ocalałych. Jellal jeszcze ziewający (ale już ubrany) zszedł do kuchni:
-Pomóc ci w czymś?
-Mógłbyś zapakować prowiant do plecaka.
Ja z kolei zrobiłam nam śniadanie. Po posiłku zwarci i gotowi wyruszyliśmy na wyprawę. Najpierw sprawdziliśmy najbliższą okolicę no ale cóż... żeby to było takie proste. Wiele miejsc było całkiem nie do przebycia bo trwał jakiś festyn czy coś w tym stylu. Jezu... gdzie oni poleźli? Pomyślałam, że może zacząć myśleć jak ranny, wyczerpany człowiek. Dobra... miasto nie jest dobrym pomysłem, las-już lepiej. Tak więc poszliśmy szukać w lesie i znaleźliśmy ich. Myślałam, że dłużej nam zejdzie i po to były kanapki. Pobiegłam do moich towarzyszy.
-Erza!!!-chórem wykrzyknęli
Witaliśmy się i cieszyliśmy przez dłuższą chwilę. Jellal stał gdzieś z boku i z uśmiechem przyglądał się nam. Nagle podeszła do niego Carla i powiedziała swoim cieniutkim głosikiem:
-A ty kim jesteś?
-Jellal Fernandes. Miło mi.-powiedział i wyciągnął w jej kierunku rękę.
-Erza! Kto to?-zapytała
-To Jellal Fernandes.
Jellalowi ręce opadły. Carla prychnęła i poszła do Wendy, a chłopak podszedł do czerwonowłosej:
-Ona tak zawsze?
-Nie ufa obcym
-Erza! Walcz ze mną!-krzyknął Natsu
Spojrzałam na niego spojrzeniem nr 23 czyli "spierdalaj". Natsu pośpiesznie wycofał się na bezpieczną odległość:
-Laxus! Walcz ze mną!
-Spadaj!-krzyknął w odpowiedzi
Zaczęliśmy się śmiać gdy nagle oberwałam krzesłem (skąd w lesie krzesło?). Nastała cisza. Odwróciłam się powoli i popatrzyłam na nich spojrzeniem nr 41 czyli "już nie żyjesz":
-Kto to?!
Wszyscy wskazali na biednego Smoczego Zabójcę, który zaśmiał się nerwowo. Zbliżyłam się do niego i...:
-Tym razem ci wybaczę.
Natsu odetchnął z ulgą.
-Dobra. Czas wracać do gildii.-oznajmił mistrz-Mam wrażenie, że trzeba tam trochę ogarnąć.
-Aye!-wszyscy krzyknęli
Wielką grupą skierowaliśmy się do naszej siedziby. Ja postanowiłam zostać na końcu i najwyraźniej Jellal miał podobny plan...chyba.

Weszliśmy do gildii. Kilka osób już na wstępie puściło pawia. Zaczęło się wielkie sprzątanie. Podzieliliśmy się na grupy. Jedna miała zbierać ciała, a druga je wynosić, inna miała ścierać podłogę, a jeszcze inna miała zająć się ścianami. I tak upłynął wieczór i poranek, dzień pierwszy.
Zmęczeni rozeszliśmy się do domów. Miałam wielką ochotę na gorącą kąpiel.

Weszliśmy do mieszkania i rozeszliśmy się do pokoi.
-Dobranoc.-powiedział Jellal
-Dobranoc.

                                                                    ~*~

Macie następny rozdział. Mam nadzieję, że się wam spodobał. Dziękuje wam bardzo za komentarze, uwagi i wskazówki. Wszystkich wierzących bardzo przepraszam za obrażanie rzeczy boskich (proszę wybaczcie mi :( ). Także kończę i papatki cium :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz