piątek, 11 grudnia 2015

ROZDZIAŁ 9

Jose Gonzalez-Crosses

Siedzieliśmy w tawernie. Mężczyźni powoli sączyli alkohol z wysokich kufli, a ja piłam napar z jakiś ichniejszych ziółek:
-Na pewno nie chcesz? Midgardzka żytnia jest wyjątkowo dobra-przekonywał mnie Varric.
-Naprawdę dziękuję, ale spasuję. Kiedy piję, robię się agresywna-wyjaśniłam
-Zupełnie jak Gared...-mruknął Solas
-Gared?
-Taki nasz dawny znajomy. Po dziś dzień pamiętam jak raz się upił i rozwalił pół miasteczka-opowiedział śmiejący się Varric-Dobry z niego dzieciak. Ciekawe jak sobie radzi...
-On nas zdradził, zdradził i zostawił na łaskę Thorroda-syknął Solas
-No daj mu już spokój! Dzieciak po prostu się bał-Varric bronił chłopaka
-On się nie bał, doskonale wiedział co robi Varricu, tylko że ty jesteś zbyt ślepy, żeby to dostrzec...
Łysy odstawił kufel, wstał i ruszył do wyjścia:
-Idę się przewietrzyć.
-Kurwa...-mruknął pod nosem blondyn-Przepraszam za niego...
-Nic się nie stało...-powiedziałam i zanurzyłam usta w jeszcze ciepłym naparze
Między nami zapanowała niezręczna cisza. Popatrzyłam do wnętrza mojego kubka. Po chwili Varric przerwał nasze milczenie:
-A tak w ogóle, to czym się zajmowałaś zanim tutaj trafiłaś?-zapytał
-Byłam magiem w gildii Fairy Tail
-Magiem? Takim w spiczastym kapeluszu i kurzajkami na nosie?
-Nie...-zaśmiałam się-Przyzywałam różne bronie i zbroje, chodziłam na misje i takie tam...-wyjaśniłam
-To jest fascynujące!-powiedział Varric po chwili zastanowienia- Może to wykorzystam w mojej następnej książce...Piękna czarodziejka przemierza Arcadię w pogoni za marzeniami...Co o tym myślisz?
Roześmiałam się przykuwając tym uwagę innych klientów tawerny:
-Myślę, że to będzie bestseler-stwierdziłam dalej lekko śmiejąc się pod nosem
-No i dobrze!-Varric podniósł swój kufel-Twoje zdrowie!
Stuknęliśmy się naczyniami i opróżniliśmy je, a fusy z mojego naparu wpłynęły do moich ust. Skrzywiłam się. Wtedy do tawerny weszło kilkunastu uzbrojonych mężczyzn, a jeden z nich krzyknął:
-No chłopcy, czas na zabawę! Nie szczędźcie nikogo!-wykrzyknął
Mężczyźni wyciągnęli swoje bronie i ruszyli do ataku. Varric wziął swoją kuszę i zaczął dziurawić napastników gradem bełtów. Ja z kolei szybko skoczyłam do jednego z trupów i chwyciłam jego miecz. Nie myśląc więcej ruszyłam do ataku. Pierwszy cios ze strony przeciwnika odparowałam, po czym wyprowadziłam kontrę przebijając jego skórzany kaftan oraz serce. Wyciągnęłam ostrze z trupa, po czym ruszyłam na niskiego zbójcę i jednym ruchem miecza pozbawiłam go wnętrzności. Wtedy zobaczyłam, że jeden z naszych przeciwników biegnie w kierunku Varrica. Szybko zamachnęłam się i rzuciłam ostrze prosto w kręgosłup wroga. Podbiegłam do niego i wyciągnęłam miecz z jego pleców. Usłyszałam podziękowania blondyna, lecz w tym momencie zaatakował mnie masywny mężczyzna. Zamachnął się swoim młotem, lecz uniknęłam ataku robiąc piruet w lewą stronę. Widząc odsłoniętą część jego karku natychmiast wykorzystałam okazję i zatopiłam tam ostrze miecza. Krew obficie trysnęła z rany obryzgując moją rękę i twarz. Wielki mężczyzna runął z hukiem na podłogę.Posoka jeszcze chwilę tryskała z jego przeciętej tętnicy tworząc sporą kałużę na ciemnych deskach. Varric zajął się resztą napastników, lecz duża część z nich uciekła. Rozglądnęłam się po zniszczonej tawernie. Leżało tu kilka trupów, trochę broni i fragmenty potłuczonych naczyń, a także plamy i smugi krwi. Lekko poobijany Varric podszedł do mnie i powiedział:
-No no, to było coś. To jak powaliłaś Grubego Jimmiego...-pochwalił mnie blondyn
-Po prosu robię to co zazwyczaj, wywijam mieczem na prawo i lewo, i to w sumie tyle...
-Kim ty jesteś Erzo Scarlet?-zaśmiał się Varric
Wtedy do środka wszedł Solas. Rozglądał się przez chwilę,po czym odwrócił się na pięcie, wyszedł i zwymiotował. Po chwili przestał i słabym głosem powiedział do nas:
-Ej...chyba mam problem...
Wymieniliśmy z Varricem porozumiewawcze spojrzenie i wyszliśmy przez przed budynek. Stało tam kilkudziesięczna grupa zbrojnych z dowódcą na ich czele. Był to wysoki mężczyzna z czarnymi włosami i kilkudniowym zarostem oraz zielonoszarymi oczami. Zbliżył się do nas, po czym dumnym głosem rozpoczął monolog mocno przy tym gestykulując:
-Wracamy sobie właśnie z wyprawy, gdy tu nagle leci do nas jakiś wieśniak krzycząc, że Pod Krzywym Zębem się mordują. No to ruszyliśmy na pomoc, a tu co? Gówno. Gruby Jimmie i jego wesoła kompania przygłupów leży trupem w rozwalonej knajpie...Jak to wytłumaczycie?
-Broniliśmy się-powiedział Solas
-"Broniliście się"? Czyli Gruby Jimmie, ścigany w całym Midgardzie za brutalne morderstwa i rozboje, został zabity przez łysego elfa, krasnoluda i kobietę? Coś mi tu śmierdzi...
-Tak właściwie to tylko przez krasnoluda i kobietę, bo elf gdzieś spierdolił...-syknął blondyn
-Varric, nie pomagasz-mruknęłam do niego
-No to jeszcze lepiej! W takim razie zabieramy was do Twierdzy Czarnej Wrony. Lord Adarelos stwierdzi co z wami zrobić. Możecie pójść dobrowolnie, albo będziemy zmuszeni użyć siły.-powiedział zadowolony z siebie dowódca
-Pod jakimi zarzutami jebana gnido?!-wycedził Varric
-Pod zarzutem obrazy armii, która was chroni. Radzę ci uważać na słowa krasnoludzie...-czarnowłosy zmarszczył brwi
-No cóż, czyli nie mamy wyjścia... Pójdziemy...-powiedziałam-Tak będzie lepiej...
-Doskonale!-dowódca klasnął w dłonie-Panowie, pilnujcie ich. Naprzód marsz!
Wypuściłam powietrze z płuc:
-W co za bagno się znowu wpakowałam...-mruknęłam
-Wyluzuj Erza, z twoimi umiejętnościami to bym się nie bał nawet jebanego smoka!-pocieszył mnie Varric
Uśmiechnęłam się do niego i ruszyliśmy w drogę do twierdzy.
~*~
Dzień dobry misiaczki! Dziękuję wam bardzo za przynajmniej częściową uwagę, ptzy czytaniu tego czegoś. Mam nadzieję, że było spoko.Także tego... Trzymajcie się ciepło, wesołych świąt, smacznych pierniczków i w ogóle to wszystkiego najlepszego ;) Papatki cium :*

UPDATE: No dobra, coś się zjebało... Ale że jestem leniwą dupą, to nie chce mi się tego poprawiać... Z najlepszymi życzeniami-Jadzia

piątek, 4 grudnia 2015

ROZDZIAŁ 8



Spadałam w dół, wiatr świszczał mi w uszach. Wokół mnie przemykały zdeformowane przedmioty i dziwne rośliny. Co chwilę zaczepiałam o coś kończynami, przez co na mojej skórze pojawiały kolejne rany i zadrapania. Spadałam i spadałam, aż w końcu zakończyłam mój lot na miękkim i lepkim czymś. Wygrzebałam się z mazi i stanęłam na ziemi. Rozglądnęłam się wokół siebie. Byłam w ciemnej grocie z wielkim, czarnym glutem na środku i korytarzami po obu stronach, a jedynym źródłem światła były rośliny od których biła delikatna łuna. Wtedy poczułam pieczenie na skórze w miejscach, gdzie zostało trochę czarnej mazi na której wylądowałam. Szybko zaczęłam ją z siebie zrzucać i popatrzyłam na moje ręce, które były pokryte czerwonymi poparzeniami. Syknęłam pod nosem. Nagle usłyszałam warczenie. Odwróciłam się w stronę źródła dźwięku i zobaczyłam dużego cienio-psa. Był czarny i bardzo smukły, a z jego pyska toczyła się czarna, ślino-podobna maź. Chciałam przywołać miecz, lecz nie byłam w stanie tego zrobić:
-Kurwa-zaklęłam pod nosem.
Zaczęłam się cofać, po czym odwróciłam się i zaczęłam biec. Słyszałam ujadanie cienio-psa. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam jak ogromna maź, na której wcześniej wylądowałam, zaczęła się poruszać, po czym otworzyła swoją paszczę pełną ostrych zębów:
-Oh hell no!-krzyknęłam.
Zapierdalałam jak szalona i nie odwracałam się już za siebie. Słyszałam różne dziwne odgłosy. Biegłam przez tunel, aż dobiegłam do wielkich wrót. Wbiegłam w nie z zamiarem otworzenia ich, ale one ani drgnęły:
-O nie...
Zaczęłam na nie napierać z całej siły próbując je otworzyć:
-No dalej kurwa!
Po kilku próbach udało mi się je lekko otworzyć i poczułam świeży powiew:
-Halo?!-zaczęłam krzyczeć przez szparę-Pomocy!!!
Waliłam w drzwi, a dziwne stworzenia były coraz bliżej. Nagle zza wrót usłyszałam głosy:
-Pomocy!!!-krzyczałam dalej-Szybko!
Wtedy wrota lekko ruszyły się,  aby po chwili stanąć przede mną otworem. Wybiegłam przez nie i szybko je za mną zamknęłam. Osunęłam się na ziemię oddychając ciężko. Po chwili uspokoiłam się i rozejrzałam się po okolicy. Był to jałowy, pozbawiony życia kawałek ziemi, lecz w oddali widać było las. Za mną stały wrota umieszczone w wielkim klonie, którego kora była biała, a liście-krwistoczerwone. Przede mną stało dwóch mężczyzn. Jeden z nich był niskim i krępym blondynem z włosami związanymi w malutką kitkę z tyłu głowy, a na jego odsłoniętej klatce piersiowej miał istny busz blond loczków. Na plecach miał kuszę. Drugi zaś był wysokim i przerażająco chudym mężczyzną. Miał dość nieprzyjemne rysy twarzy i pozbawioną włosów głowę. Patrzyli na mnie ze zdziwieniem i niedowierzaniem. Po chwili odezwał się niski blondyn:
-Cholera, jak żyję to jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałem...
-Gdzie jestem?-zapytałam-Co to za miejsce?
-Nie wiesz?-łysy zrobił wielkie oczy.
-Jakbym wiedziała to bym się nie pytała...
-Haha-zaśmiał się blondyn-Już ją lubię...
Łysy odchrząkną i zaczął tłumaczyć:
-No cóż...Jesteśmy w Midgardzie, zwanym też jako Ziemia Niczyja, a ty właśnie wyszłaś z Fellenhenu przez Bramę Cieni.
-Ogółem mówiąc: Witamy w Arcadii!-wtrącił blondyn.
-Co kurwa?-złapałam się za głowę-Pamiętam...że umarłam...a potem spadałam...a teraz jestem tutaj...Nic kurwa nie rozumiem!
-No już już-blondyn podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu-Chodź z nami, napijemy się, zagramy w karty, a ty odpoczniesz.
-Varric! Nie możemy...-zaprotestował łysy.
-Zamknij się Solas! Bierzemy ją ze sobą-przerwał mu Varric, po czym zwrócił się do mnie-Nie przejmuj się nim, to kretyn. Ja jestem Varric, a tamten idiota to Solas.
-Erza Scarlet-przedstawiłam się-Dzięki za pomoc
-Nie ma sprawy, kiedyś mi...
-Nam-wtrącił się Solas
-...nam się odwdzięczysz-Varric uśmiechnął się do mnie-Dobra drużyno, naprzód marsz!
Mężczyźni ruszyli przodem, a ja jeszcze chwilę popatrzyłam na Bramę Cieni:
-Erza! Idziesz, czy nie?-krzyknął za mną Varric.
-Już idę...
Odwróciłam się i poszłam za nimi:
-Co teraz ze mną będzie...?

~*~

Także tego...mam nadzieję, że mnie nie zabijecie za tą nieobecność (w chuj długą nieobecność -.-). Po praktycznie roku (o ile moja matematyka nie zawiodła) wróciłam do was z nowymi pomysłami! Delikatnie mówiąc to będzie coś totalnie z innej beczki, co z uniwersum Fairy Tail'a ma tyle wspólnego, że ja pierdole... Także mam nadzieję, że przypadnie wam to do gustu i liczę na komentarze albo jakikolwiek znak, że jesteście tu ze mną :) Od teraz, wraz z notką pojawi się piosenka (niekoniecznie pasująca do treści owej notki), która mi będzie w tym czasie po głowie chodzić. Czemu? Bo mogę XD Jeżeli martwicie się o paring Erzy i Jellala to nie bój nic! To będzie tylko później (chociaż tak dokładnie kiedy to nie wiem, bo skąd niby) No to tyle z mojej strony, życzę wam miłego dzionka (tudzież nocki) i wesołych świąt, które zbliżają się wielkimi krokami ^^ Tak więc żegnam się z wami i żeby tradycji stało się zadość to papatki cium :*** 

piątek, 16 stycznia 2015

ROZDZIAŁ 7

Powoli otworzyłam oczy. Nie wiedziałam gdzie jestem ani co się dzieje. Wiedziałam tylko że zostałam porwana przez Bazalta, tego pierdolonego demona. Rozglądnęłam się. Znajdowałam się w wykutej w skale, ogromnej grocie. Sklepienie podtrzymywanie było przez dwa rzędy wysokich kolumn, na których na palach powbijane były odcięte głowy, a zastygła krew tworzyła brunatne smugi. Na ścianach widniały malowidła ze scenami z życia pewnej osoby o czterech rękach. Były one przepełnione krwią, strachem i przemocą. Pod nimi stały świece oraz misy z kwiatami i organami wewnętrznymi, ale musiały być świeże, bo nie śmierdziały. Przed mną stały schody, a po ich bokach-wielkie misy z węglem i jakąś tajemniczą substancją. Przy moich stopach stały świeczki, a także dużo czerwonych, białych i czarnych kwiatów. Sama byłam przywiązana do wysokiego, drewnianego pala. Na sobie miałam strój składający się głównie z piór, rzemyków, koralików oraz lnianych szmat. Na skórze wiły się czerwone oraz czarne symbole. Nagle przed mną pojawił się Bazalt z pochodnią w ręku:
-Ty chędorzona pokrako! Gdzie ja jestem?!-zaczęłam krzyczeć i wyrywać się.
-Spokojnie, spokojnie...-demon zaczął powoli wchodzić po schodach i zapalać ogień w misach.
Płomień oświetlnił wnętrze groty. Przypatrzyłam się demonowi. Ubrany był w szerokie spodnie z kolorowego materiału, a na twarzy miał czarny tatuaż. Na jego umięśnionej klatce piersiowej nie było nic oprócz warstwy czarnej farby, takiej jak na twarzy. Nie miał butów:
-Wiesz co?-zapytał Bazalt-Zazdroszczę ci...
-Pojebało cię?! Co jest takiego dobrego w moim aktualnym położeniu?!
-Dostąpisz zaszczytu bycia złożonym w ofierze naszej największej bogini! Ach, ale bym tak chciał!
-I co, stanął ci?-zapytałam opryskliwie-Jeżeli tak tego chcesz, to czemu sam nie złożysz się w ofierze, co?
-To nie takie proste. Ofiarować możemy jedynie dziewice i jeńców wojennych.-wyjaśnił
-A mogę wiedzieć kim jest ta wasza boginka?-zapytałam z kpiną w głosie
-Czarne wcielenie wielkiej Dewi!-wykrzyszał demon-KALI!!!
Spojrzałem na niego wzrokiem pełnym pogardy. Zwariował, wyprali mu mózg i nie jest w stanie racjonalnie myśleć. Ale w tak dużej świątyni nie może odbywać się składanie ofiary tylko dla jednej osoby. Popatrzyłam w kierunku wejścia. Była pełnia. Wtedy w drzwiach pojawiła się jedna osoba. Był to drobny, żółtoskóry staruszek z czerwoną kropką na czole. Wszedł do wnętrza świątyni i skierował się w moją stronę. Wszedł po schodach, po czym położył przyniesioną wcześniej misę z kwiatami, owocami i warzywami oraz kilka świec. Zapalił je, a potem złożył ręce jak do modlitwy i wymamrotał:
-Wielka i Straszna Kali. Proszę o łaskawość dla mnie i mojej rodziny, a także o sprawiedliwy sąd dla tej kobiety, którą składamy dla Ciebię w ofierze.-staruszek skłonił się lekko, po czym usiadł na podłodze obok kolumny. W ciągu kilkudziesięciu minut cała świątynia była zapełniona wiernymi, a każdy z nich przyniósł coś i złożył u mych stóp, a także pomodlił się. Gdy wszyscy zajęli miejsca rozpoczęła cię ceremonia. Bazalt wyszedł zza pala do którego byłam przywiązana i zaczął mówić:
-Zebraliśmy się tu, aby złożyć w ofierze naszej Prawdziwie Wielkiej Bogini! Rozpocznijmy więc rytuał!!!-krzyknął
Wtedy w świątyni zabrzmiały bębny, a ludzie zaczęli śpiewać w tajemniczym języku:
-Przybądź, o Czarna Kali i zabierz duszę tej niewiernej kobiety, która podniosła ostrze na twojego kapłana!-wołał z podniesionymi rękoma.
Wtedy oczy i usta głów na kolumnach otworzyły się świecąc czarnym światłem. Z ich ust wydobył się przeraźliwy jazgot, który wwiercał się moje uszy. Dym ze świeczek ukształtował się w kobietę z czterema rękami. W jednej z nich trzymała kadzidło, w drugiej miała miecz, w trzeciej dzierżyła duży sierp, a w czwartej-odciętą głowę. Wiedziałam, że to tylko iluzję Bazalta, gdyż bez nich nie miałby tak wielu wiernych. Popatrzyłam na demona, a w jego oczach widziałam szaleństwo. Duch z dymu przeleciał przez moje ciało i rozpłynął się w powietrzu.
                 ~*JELLAL*~
Razem z Paradox wylądowaliśmy kawałek przed wielką, wykutą w skale świątyni. Dochodziły z tamtąd odgłosy bębnów i bardzo nieprzyjemny dla ucha dźwięk. Już chciałem pójść do groty lecz demonica złapała mnie za dłoń. Odwróciłem się w jej stronę z pytającym wzrokiem. Paradox spojrzała w moje oczy, po czym zrobiła na moim czole dziwny znak palcem:
-Dzięki temu będziesz odporny na iluzję Bazalta. Teraz idź, ratuj Erzę.
Skinąłem głową i pobiegłem do wejścia do świątyni. Gdy tylko przekroczyłen próg, uderzyły mnie basy bębnów. Zebrani śpiewali kołysząc się w rytm muzyki. Zauważyłem też Octaviana, a raczej Bazalta. Wtedy też przypomniałem sobie, że wcale nie poznałem go 5 lat temu. To była iluzja. Wtedy usłyszałem głos Erzy. Przebiegłem przez tłum i zobaczyłem duszącą się kobietę:
-Erza!!!
Chciałem ją uwolnić lecz demon mi na to nie pozwolił. Strzelił w moją stronę kulę mrocznej energii, a ja zrobiłem unik przez co pocisk uderzył w jedną z kolumn. Kamień roztrzaskał się spadając na wiernych, ale oni nie zauważyli tego, nikt nie ruszył nawet palcem. Nagle krzyk Erzy stał się inny. Przestała się dusić ale za to na jej skórze zaczęły pojawiać się głębokie rany, z których tryskała krew:
-Przestań!!!-krzyczałem do Bazalta
On tylko uśmiechnął się złowieszczo i rzucił się na mnie z pięściami, wokół których zebrała się mroczna energia. Szybko wyprowadzał ciosy, lecz były one niedokładne i nie trafiał w cel. Wtedy to ja zaatakowałem. Z prędkością światła uderzałem w jego ciało, a on wydawał z siebie jęki bólu. Mocniejszym ciosem posłałem go na ścianę, po czym zebrałem ogromną ilość mocy w dłoniach i rzuciłem w jego stronę. Ludzie oswobodzeni od iluzji zaczęli w panice opuszczać świątynię. Zanim mój pocisk uderzył w Bazalta demon poruszył lekko ręką i wtedy usłyszałem urwany krzyk Erzy. Odwróciłem się, a widok który zastałem zmroził mi krew w żyłach. Z przeciętej szyi mocno tryskała czerwona posoka. Rzuciłem się w jej kierunku i szybko  oswobodziłem ją z więzów. Położyłem ją na podłodze i zacząłem tamować krwotok:
-Zostań ze mną! Patrz na mnie i nie zamykaj oczu!-mówiłem do niej
Wtedy kobieta delikatnie złapała mnie za rękę i słabym głosem powiedziała:
-Już za późno, nie uratujesz mnie...
-Nie mów tak!-krzyczałem, a z moich oczu wypływały łzy
-Wiem, że zaraz umrę, ale muszę powiedzieć ci, że...-zrobiła przerwę-...kocham cię, zawsze kochałam i nigdy nie przestanę kochać, więc proszę, żyj...
Kobieta uniosła dłoń i otarła moje łzy.
Następnie wzięła moją rękę i zmaterializowała w niej jej katanę:
-Zachowaj ją, jako...pamiątkę po mnie
-Nie zostawiaj mnie! Też cię kocham, więc zostań ze mną!-łkałem
W jej pięknych oczach błyszczały łzy:
-Żegnaj...-powiedziała, po czym zamknęła oczęta
-ERZA! ERZA!!! Proszę nie zostawiaj mnie! Zostań ze mną!!! Proszę...!
                           ~*~
Witam wszystkich po przerwie! Przepraszam za moją nieobecność (proszę, wybaczcie mi :'() i nie zabijcie mnie za ten rozdział! Wiem, że uśmiercenie głównej bohaterki jest grzechem i to ciężkim, ale zdradzę wam, że to jeszcze nie koniec ;). Wrzuciłabym tą notkę wcześniej, ale dostałam szlaban i byłam zmuszona pisać na telefonie, także wybaczcie wszelkie błędy ortograficzne i interpunkcyjne. Chciałam bardzo serdecznie podziękować Klarze, która mobilizowała mnie do pisania :). Jak zawsze zachęcam do komentowania i żegnam się z wami. Papatki cium :***

środa, 3 grudnia 2014

Bazgroły #1

Witam was bardzo serdecznie :) Przepraszam za moją zerową aktywnością i wogóle no ale cóż... Także wrzucam wam moje "rysunki" ( sorry za nienajlepszą jakość zdjęć ) i jak zwykle zapraszam do komentowania. Papatki cium :***   

poniedziałek, 3 listopada 2014

PRZEPROSINY + INFO #2

Witam was wszystkich i już na wstępie chciałabym bardzo, ale to bardzo przeprosić was za moją dłuuuuuuugą nieobecność na blogu. Niestety mój rok szkolny nie zaczął się zbyt dobrze i co chwilę mam jakieś sprawdziany, kartkówki albo dłuższe wypracowania (np. rozprawki). Jednak chodzenie do najlepszej szkoły w mieście zobowiązuje... Jeszcze raz was przepraszam i mam nadzieję, że mnie zrozumiecie, bo o przebaczenie nie mam prawa prosić. Tak więc w najbliższym czasie nie pojawi się żadnen dłuższy rozdział, ale za to mogę wrzucać wam trochę moich bazgrołów i takich tam :)  Jeżeli mielibyście jakiej wskazówki dotyczące czegokolwiek (to może być wszystko) to piszcie. No i to by było na tyle. Papatki cium :***
A to jeden z moich bazgrołów ;)

środa, 30 lipca 2014

ROZDZIAŁ 6

-Dzyń, dzyń! - zadzwonił dzwonek do drzwi.
W krótkich, czarnych spodenkach i niebieskim topie poszłam zobaczyć kto to. Otworzyłam dębowe drzwi i wyszłam za próg. Rozglądnęłam się w prawo, w lewo i nikogo nie zobaczyłam. Nagle poczułam kawałek papieru pod bosą stopą. Spojrzałam w dół i zobaczyłam złotawą kopertę. Podniosłam ją i wróciłam do środka. Usiadłam przy stole, wzięłam srebrny nożyk do kopert z bogato zdobioną rękojeścią i delikatnie otworzyłam list. Było to zaproszenie na bal. Spojrzałam na datę wydarzenia i zrobiłam wielkie oczy-bal jest DZISIAJ! Zerknęłam na zegarek, jest 7:00, dobra, zdążę! Poszłam do pokoju Jellala, w którym panował idealny porządek. Podeszłam do okien i szybkim ruchem rozsunęłam zasłony. Ostre światło wpadło do pomieszczenia, budząc niebieskowłosego:
-Co się dzieje..? Która godzina..?-mamrotając pod nosem spojrzał na zegarek
-7:00 rano?! Za co...-jęczał wielce poszkodowany Jellal.
-Idziemy na bal i mamy tylko 12 godzin na przygotowania. Szybko, wstawaj!
-Czekaj, czekaj... Jaki bal?! O co w ogóle chodzi?!
-Dziś o 19:00 odbędzie się bal i jesteśmy na niego zaproszeni.-wyjaśniłam podając mu list.
-Jezu...-westchnął-No dobra, już wstaję...
Uśmiechnęłam się i poszłam do kuchni zrobić śniadanie dla mojego małego śpiocha. Gdy wchodził do pomieszczenia właśnie kończyłam robić jajecznicę. Podałam mu talerz z posiłkiem, chleb i czarną kawę, a następnie poszłam się ogarnąć. Wzięłam ubrania i zamknęłam się w łazience. Umyłam się pod prysznicem, ubrałam się i zrobiłam lekki makijaż, a po 20 minutach wyszłam z pomieszczenia, zabrałam torebkę i ruszyłam na miasto. Popatrzyłam na zegarek, już 8:00! Przyśpieszyłam kroku i po 15 minutach dotarłam na miejsce-do galerii handlowej. Polowanie czas zacząć!
                          ~*Jellal*~
Erza podała mi fantastyczną jajecznicę oraz jeszcze lepszą kawę. Zabrałem się do jedzenia, a następnie ubrałem się i umyłem, zaraz po tym jak Erza wyszła z domu. Potem poszedłem do salonu i usiadłem na fotelu. Było cicho, za cicho, więc wziąłem buty i wyszedłem z domu. Spokojnym krokiem spacerowałem, rozkoszując się piękną pogodą. Ptaki latały mi nad głową ćwierkając wesoło, a wiatr rozwiewał mi włosy. Po chwili doszedłem na główny deptak. Było tu sporo ludzi. Dzieci biegały, śmiejąc się, a ich rodzice to narzekali na polityków, to na ZUS, albo najzwyczajniej w świecie rozmawiali o swoich pociechach. Westchnąłem. Po chwili usłyszałem wołanie:
-Heeej! Jellal! To ty?!
Odwróciłem się i zobaczyłem wysokiego blondyna o niebieskich oczach:
-Jeny...szmat czasu żeśmy się nie widzieli!
-A ty to...?
-A tak! Możesz mnie nie pamiętać...jestem Octavian Crascenti.
-Octavian?! Kopę lat, stary!-oświeciło mnie.
Octavian to mój stary kumpel, którego poznałem 5 lat temu w małym miasteczku na zachodzie. Usiedliśmy na ławeczce, a blondyn zapytał się:
-Co u ciebie? Opowiadaj!
-Ogólnie to wszystko ok...
-A tak z ciekawości, gdzie mieszkasz?-chłopak nie dał mi dokończyć
-Razem z przyjaciółką.
-Z "przyjaciółką", tak? Tak to się teraz mówi!-chłopak charakterystycznie poruszył brwiami i szturchnął mnie łokciem w żebra.
Nagle w oddali zobaczyłem czerwonowłosą piękność:
-Erza!!!-zawołałem ją-To jest ta "przyjaciółka".-powiedziałem do Octaviana.
-Niezła laska... Au!-kopnąłem go w kostkę.
-Jellal!-czerwonowłosa podbiegła do nas i przytuliła mnie na powitanie.
-Erza, pozwól, że ci przedstawię mojego kumpla-Octaviana Crescentiego. Stary, to jest Erza Scarlet.
-Miło mi-dziewczyna wyciągnęła rękę na powitanie, a blondyn złapał ją i ucałował w wierzch dłoni:
-Cała przyjemność po mojej stronie.-odpowiedział
Usiedliśmy razem przy stoliku w pobliskiej kawiarni i zamówiliśmy kawę:
-Powiedz mi, czym się zajmujesz?-chłopak zwrócił się do Erzy.
-Jestem magiem w gildii Fairy Tail.
-I jak ci się tam podoba?
-Są dla mnie jak rodzina, w sumie to tam się wychowywałam. A ty, czym się zajmujesz?
-E tam, nic specjalnego. Jestem tylko skromnym bankierem.
-Skromnym bankierem powiadasz...nie wyglądasz mi na SKROMNEGO bankiera-powiedziała mrużąc oczy i upijając łyk kawy.
Octavian miał na sobie dobrej jakości koszulę, porządne jeansy i skórzane buty, a to raczej nie jest zestaw dla skromnym ludzi... Blondyn spojrzał na zegarek, który również nie wyglądał na tani:
-Bardzo was przepraszam, ale muszę już iść. Jestem umówiony na bardzo ważne spotkanie. Miło było was spotkać.
Ruszył w swoją stronę i pomachał nam na pożegnanie:
-My też powinniśmy się zbierać- powiedziała Erza.
Przytaknąłem jej i razem ruszyliśmy do domu
~*Erza*~
Wyciągnęłam klucze, otworzyłam drzwi i weszliśmy do środka. Zdjęłam buty i poszłam do łazienki. Umyłam się, nałożyłam balsam do ciała, założyłam bieliznę i szlafrok, po czym poszłam do sypialni. Tam z kolei włożyłam rajstopy oraz nowo nabytą, czarną suknię balową z mnóstwem falbanek oraz z dużym, też czarnym kwiatem na prawo od dekoltu, a potem zrobiłam fryzurę (podobną do odpowiednika Erzy z Edolas), makijaż i poszłam szukać butów. Po dłuższej chwili znalazłam idealne, klasyczne, czarne szpilki, które od razu założyłam. Zabrałam jeszcze malutką, czarno-srebrną torebeczkę i poszłam do salonu, gdzie Jellal już na mnie czekał. Na mój widok szczena mu opadła i powiedział:
-Wow... Wyglądasz, no cóż...pięknie to za mało powiedziane.
-Dziękuję-odpowiedziałam-Ty też ślicznie wyglądasz.
Chłopak wziął mnie za rękę i wyszliśmy z domu. Przed posiadłością stał piękny powóz zaprzęgnięty w dwa, kare konie:
-Panna Scarlet i pan Fernandes?
-Tak, to my.
-Proszę do środka.-stangret otworzył nam drzwi i weszliśmy do powozu.
Po chwili usłyszeliśmy trzask wódz i stukot końskich kopyt. Jechaliśmy tak dłuższy czas, nie rozmawialiśmy ze sobą. Nagle powóz zatrzymał się, a drzwiczki się otworzyły:
-Jesteśmy na miejscu.-powiedział stangret
-Dziękujemy bardzo-uśmiechnęłam się do niego.
Chłopak lekko ukłonił się, po czym odjechał, a ja z Jellalem ruszyliśmy do wejścia wielkiej willi z fontannami i przeszliśmy na schody. Daliśmy zaproszenie wysokiemu mężczyźnie przy wejściu, a on przepuścił nas dalej. Szliśmy korytarzem do sali balowej, gdzie rozbrzmiewała melodia walca. Gdy tylko weszliśmy do wielkiego pomieszczenia przywitała nas pulchna właścicielka. U pani Naomi miałam niegdyś misję. Chodziło o zabicie wielkiego kreta, który demolował jej równie wielki ogród:
-Erza, kochanie! Jak miło cię widzieć, a twój partner to zapewne Jellal, tak?
-Dokładnie tak, tylko skąd go pani zna?-zapytałam
-Mój siostrzeniec-Octavian-mi o was opowiadał, kochanieńka!
Nagle ktoś zawołał miłą panią właścicielkę:
-Przepraszam was bardzo, obowiązki wzywają. Bawcie się dobrze!
I poszła. Rozglądnęłam się po sali. Było to duże pomieszczenie z kilkoma wielkimi oknami oraz gigantycznymi, przeszklonymi drzwiami. W lewym rogu sali rozłożyła się orkiestra, a po prawej stronie ustawione były liczne czteroosobowe stoliki. Usiedliśmy przy jednym z nich. Kelner nalał nam do kieliszków czternastoletniego Porto. Upiłam łyk napoju, a gdy odłożyłam naczynie, ktoś złapał mnie od tyłu za ramiona. Odwróciłam głowę i zobaczyłam...Octaviana! Był ubrany w piękny garnitur, a za nim stał śliczna kobieta w zwiewnej, błękitnej sukni, z blond włosami oraz białą chustą zarzuconą na ramiona:
-Octavian! Co ty tu robisz?-zapytał zaskoczony Jellal.
-Przyjechałem do ciotki w odwiedziny, a ona poprosiła mnie żebym został na balu, a właśnie-Octavian wskazał dłonią na kobietę stojącą za nim-To jest Nora Veryovochka (czyt. Nora Weriowoćka):
-Miło was poznać-dziewczyna lekko dygnęła mówiąc bardzo wesołym głosem.
-Cała przyjemność po naszej stronie-odpowiedział Jellal.
-Chodźmy tańczyć!-zawołał Octavian
Wziął Norę za rękę i ruszyli na parkiet:
-Czy mogę prosić do tańca?-Jellal zapytał mnie delikatnie wyciągając dłoń.
-Oczywiście-przyjęłam jego zaproszenie.
Wolnym krokiem poszliśmy na parkiet i zaczęliśmy tańczyć walca. Wirowaliśmy wśród innych par, gdy nagle Octavian zrobił "odbijańca" i trafiłam w jego objęcia. Wtem muzyka zwolniła, a mój partner delikatnie złapał mój podbródek i podniósł go do góry. Spojrzałam w jego błękitne oczy, on zrobił to samo, po czym powoli zbliżył twarz do mojego ucha:
-Ślicznie wyglądasz, Wróżko...-wyszeptał uwodzicielsko
-Dziękuję...-odpowiedziałam nieśmiało rumieniąc się przy tym.
-Przejdźmy się po ogrodzie.-zaproponował
-Ale Jellal i Nora...-chłopak nie dał mi dokończyć i przyłożył mi palec do ust:
-O nich się nie martw, patrz jak świetnie się ze sobą dogadują.
Blondyn skierował moją głowę w ich stronę. Nora tańczyła przytulańca z Jellalem, opierając głowę na jego ramieniu. Na ich widok coś mnie zabolało:
-Chodźmy, nie przeszkadzajmy im-...powiedział
Octavian zaprowadził mnie do ogrodu. Przeszliśmy przez wielkie drzwi i wyszliśmy na zewnątrz. Ogród pani Naomi był piękny: wąska ścieżka z płaskich kamieni prowadząca do małego jeziorka z uroczym mostkiem, a obok śliczna, biała altanka. Po drugiej stronie ogrodu rosła wielka wierzba. Na niebie jasno świecił księżyc w pełni. Chłopak ruszył w kierunku zbiornika wodnego. Popatrzyłam w jego stronę. Octavian w otoczeniu najróżniejszych kwiatów i świetlików oraz skąpany w księżycowej poświacie wyglądał jak książę z bajki. Chłopak odwrócił się do mnie:
-Choć-powiedział uwodzicielsko.
Pchnięta jakimś dziwnym uczuciem poszłam do niego. Octavian chwycił mnie za rękę i razem ruszyliśmy na mostek. Chłopak po drodze zerwał kolorowy kwiat i na jeziorku włożył mi go we włosy. Przesunął ręką po moich włosach i przytrzymał ich końcówki, przytykając je do swoich ust. Zarumieniłam się i odwróciłam wzrok. Octavian wypuścił szkarłatne kosmyki ze swojej dłoni, po czym chwycił mój podbródek i zbliżył się do mojej twarzy. Patrzył w moje oczy, a po chwili chłopak zachłannie wpił się w moje usta. Próbowałam się wyrwać lecz chłopak był za silny. Wtedy ugryzłam go w język, a w ustach poczułam smak krwi. Chłopak zaklął, po czym spoliczkował mnie:
-Jak śmiałaś, suko!-krzyknął i rzucił się na mnie.
Szybko odskoczyłam, podmieniłam zbroję i uciekłam na drzewo. Chłopak dalej biegnąc rozłożył błoniaste skrzydła, które pojawiły się na jego plecach, z jego skroni wyrosły baranie rogi, a kość ogonowa wydłużyła się tworząc ogon podobny do lwiego. Octavian wzbił się w powietrze i zebrał magiczną materię w dłoni i jak ze spluwy zaczął do mnie strzelać. Szybko unikałam kolejnych ataków:
-Czym ty jesteś?!
-Jam jest Bazalt, demon z księgi Zarefa. Jeśli poddasz się może nie zrobię ci krzywdy...
-Chyba śnisz!-odkrzyknęłam
-Jak chcesz...
Bazalt znów zaczął strzelać we mnie magią, lecz tym razem o wiele szybciej i częściej. Szybko wyskoczyłam w górę i chciałam wbić mu miecz w ramię, lecz ten osłonił się skrzydłem, więc rozcięłam tylko błonę. Bazalt syknął z bólu i zobaczyłam jego czerwone tęczówki, które świeciły w ciemnościach. Demon uderzył, a ja poleciałam z impetem w drzewo. Wydałam z siebie stłumiony krzyk i splunęłam krwią. Zanim się spostrzegłam kolejna magiczna kula leciała prosto na mnie. Szybko pobiegłam na bok, a z drzewa, które tam stał nie zostało prawie nic. Przeraziłam się. Przyzwałam zbroję lotu i na full speedzie zaatakowałam go od tyłu ucinając mu skrzydło. Bazalt rykną z bólu i spadł na ziemię:
-Ty suko!!! Ty pierdolona suko!!!-darł się
Chcąc skorzystać z chwili słabości mojego wroga pobiegłam w jego stronę i spróbowałam wbić mu ostrze w łeb, lecz demon odchylił głowę i jedną ręką złapał mnie za nadgarstek zmuszając mnie do wypuszczenia broni, po czym przygniótł mnie swoim własnym ciężarem i chwycił mnie za gardło. Zaczęłam się dusić:
-Nie martw, nie zabiję cię, ale czeka cię coś duuużo gorszego!-zaśmiał się złowieszczo.
Wyciągnął z kieszeni chusteczkę nasączoną chloroformem i przycisnął ją do moich ust. Zaczęłam się wyrywać, lecz nic nie mogłam zrobić. Z moich oczu wypłynęło kilka łez bezsilności, a po chwili straciłam przytomność.

    ~*Jellal*~
Gdy tańczyłem z Norą, kątem oka zauważyłem, że Erza wychodzi na zewnątrz z Octavianem:
-Chcesz się napić?-zapytała Nora
-Chętnie.
Podeszliśmy do bufetu i wziąłem jedną ze szklaneczek z ponczem. Wypiłem trochę, po czym szybko wyplułem:
-Nie pij tego!-krzyknąłem i wytrąciłem jej szklaneczkę z ręki, a ona rozbiła się na malutkie kawałeczki-Poncz jest zatruty!
-Cholera...-zaklęła pod nosem.
Nagle dziewczyna zabłysnęła białym światłem i uniosła się w górę, a gdy "zgasła" moim oczom ukazała się białowłosa kobieta w błękitnych bodach i białej chuście, a w dłoni trzymała niebieski wachlarz. Rozłożyła go i machnęła nim, a wiatr, który wywołała zdarł ze mnie marynarkę i zrobił kilka nacięć na skórze twarzy i dłoni:
-Nora, co cię ugryzło?!
-Nie jestem Norą, zwą mnie Paradox. Generał 3 Brygady Powietrznej Demonów z Księgi Zerefa.
Białowłosa dalej lewitując w powietrzu znów uderzyła wachlarzem tworząc powietrzne, niewidzialne ostrza, którymi próbowała mnie najprawdopodobniej zabić. Za pomocą zaklęcia przyśpieszyłem się i unikałem kolejnych ataków. Stoły i krzesła rozpadły się na kawałki, a ludzie zaczęli krzyczeć i uciekać. Demonica jeszcze raz uderzyła wachlarzem i utworzyła trąbę powietrzną, która wsysała dosłownie wszystko. Chciałem pomóc ludziom, lecz Paradox nie ułatwiała mi tego. Uderzała mnie wiatrem jak wściekła, a ja najszybciej jak potrafiłem pobiegłem z kontratakiem. Próbowałem uderzyć ją, lecz demonica rozpłynęła się w powietrzu. Szybko rozglądnąłem się wokół siebie, gdy nagle poczułem podmuch wiatru na plecach. Odwróciłem się i od razu dostałem wachlarzem w twarz, a na policzku pojawiła się głęboka rana, z której sączyła się krew. Korzystając z okazji zaatakowałem ją i wtedy zamiast ją uderzyć, to znów oberwałem w twarz. Dziewczyna odleciała na bezpieczną odległość i zdmuchnęła mnie na ziemię. Ja z kolei przyspieszyłem się zaklęciem i najszybciej jak potrafiłem podbiegłem do niej i uderzyłem ją z buta w twarz (z buta wjeżdżam XD). Paradox odleciała kilka metrów i z impetem spadła na ziemię. Podniosła się i dotknęła swojej rozciętej wargi, a gdy tylko zobaczyła krew na swoich palcach jej źrenice zwężyły się, a powietrze wokół niej zaczęło szybciej krążyć. Zebrałem magiczną energię w ręce i rzuciłem w jej kierunku, a ona tylko uderzyła wachlarzem i moja magiczna kula rozwiała się. Szybko ruszyłem na nią, a ona znów machnęła bronią, tworząc kilka ostrzy, które rozcięły moją koszulę:
-Jak chciałaś, żebym się rozebrał to wystarczyło powiedzieć!-krzyknąłem do niej
Dziewczyna zarumieniła się i zniknęła z mojego pola widzenia. Rozglądnąłem się i zobaczyłem kawałek białego materiału za jednym z latających stołów. Szybko ruszyłem w jej kierunku i jednym kopniakiem w twarz...znowu, powaliłem ją na ziemię. Demonica wydała z siebie cichy jęk, a z jej ust poleciała stróżka krwi, lecz tym razem wstała i uciekła przez wybite okno. Chciałem ją gonić i także wybiegłem na ogród, lecz ona była już daleko. Wytężyłem wzrok i wydawało mi się, że się do mnie uśmiechnęła. Popatrzyłem jak odlatuje i rozglądnąłem się w poszukiwaniu Erzy. Ogólnie cały ogród był zmasakrowany, wszędzie były dziury w ziemi, a ponad 3/4 drzewa nie było:
-Erza! Erza!!!-wołałem ją, lecz odpowiadało mi tylko echo.
Nagle powiał lekki wietrzyk zbierając z ziemi zeschłe liście i niosąc je w kierunku pozostałości po drzewie. Podszedłem do dawnej wierzby i zobaczyłem tam białą chusteczkę. Wziąłem ją do ręki i powąchałem. Poczułem zapach chloroformu i wtedy już wiedziałem co się stało, a w tym przekonaniu umacniał mnie fakt, że na drzewie znalazłem też fragment sukni Erzy. Byłem pewny, że została u p r o w a d z o n a! Zacząłem szukać jakiś śladów lecz znalazłem tylko odcięte, błoniaste skrzydło:
-To skrzydło Octaviana, a raczej Bazalta. To też jest demon.
Odwróciłem się szybko i zobaczyłem Paradox siedzącą na drzewie.
-Dlaczego mi pomagasz...?-zapytałem
-Bo nie wiedziałam jakie on miał zamiary, naprawdę! Przepraszam cię, przeze mnie jesteś ranny...
-To nic takiego...
-Wiem, gdzie jest jego siedziba. Podejrzewam, że to tam zabrał Erzę. A właśnie, ty i Scarlet...jesteście parą?-zapytała
-N-nie!-speszyłem się
Paradox się zaśmiała:
-Szkoda, bo jesteś niezłym facetem, a zresztą pasowalibyście do siebie.
-Tak myślisz?
-Dokładnie.
-To powiedz mi, gdzie jest Erza.
-Nie powiem ci, ja cię tam zabiorę.
I polecieli
~*~
I oto powracam z nową notką i weną. Napisałam właśnie najdłuższy rozdział w całym moim życiu! Jeeej!!! I jak wam się podoba? Mam nadzieję, że tak :). Tak w ogóle to sorki, że tak długo musieliście czekać, no ale cóż...ważne, że jest! A właśnie! Jakbyście mieli jakieś specjalne życzenia odnośnie bloga, to piszcie. Chętnie się dowiem czego od mnie oczekujecie :). Powoli kończę zakładkę "Bohaterowie" z min.: Erzą, Jellalem, Paradox, itd. Jako, że nie dość, że muszę odpokutować moją długą nieobecność na blogu, to jeszcze od tego Bieszczadzkiego powietrza weny mi przybyło, to niedługo pojawi się bonusik (i to jaki :D). Tak więc kończę, zapraszam do komentowania, pozdrawiam i jak zwykle papatki cium :***
Nazwiska użyte w notce są przypadkowe.
Ciekawostka: imię Nory wzięło się od imienia konia z obozu na którym jako jedynym nie jeździłam :)

wtorek, 22 lipca 2014

INFO

Przepraszam was bardzo za to zamieszanie na blogu, ale na poprzedniej stronie coś się stało i musiałam go "zresetować". Na chwilę obecną wszystko wróciło do normy, a nowy rozdział pojawi się w przeciągu tygodnia. Do zobaczenia w następnej notce i papatki cium :*