piątek, 16 stycznia 2015

ROZDZIAŁ 7

Powoli otworzyłam oczy. Nie wiedziałam gdzie jestem ani co się dzieje. Wiedziałam tylko że zostałam porwana przez Bazalta, tego pierdolonego demona. Rozglądnęłam się. Znajdowałam się w wykutej w skale, ogromnej grocie. Sklepienie podtrzymywanie było przez dwa rzędy wysokich kolumn, na których na palach powbijane były odcięte głowy, a zastygła krew tworzyła brunatne smugi. Na ścianach widniały malowidła ze scenami z życia pewnej osoby o czterech rękach. Były one przepełnione krwią, strachem i przemocą. Pod nimi stały świece oraz misy z kwiatami i organami wewnętrznymi, ale musiały być świeże, bo nie śmierdziały. Przed mną stały schody, a po ich bokach-wielkie misy z węglem i jakąś tajemniczą substancją. Przy moich stopach stały świeczki, a także dużo czerwonych, białych i czarnych kwiatów. Sama byłam przywiązana do wysokiego, drewnianego pala. Na sobie miałam strój składający się głównie z piór, rzemyków, koralików oraz lnianych szmat. Na skórze wiły się czerwone oraz czarne symbole. Nagle przed mną pojawił się Bazalt z pochodnią w ręku:
-Ty chędorzona pokrako! Gdzie ja jestem?!-zaczęłam krzyczeć i wyrywać się.
-Spokojnie, spokojnie...-demon zaczął powoli wchodzić po schodach i zapalać ogień w misach.
Płomień oświetlnił wnętrze groty. Przypatrzyłam się demonowi. Ubrany był w szerokie spodnie z kolorowego materiału, a na twarzy miał czarny tatuaż. Na jego umięśnionej klatce piersiowej nie było nic oprócz warstwy czarnej farby, takiej jak na twarzy. Nie miał butów:
-Wiesz co?-zapytał Bazalt-Zazdroszczę ci...
-Pojebało cię?! Co jest takiego dobrego w moim aktualnym położeniu?!
-Dostąpisz zaszczytu bycia złożonym w ofierze naszej największej bogini! Ach, ale bym tak chciał!
-I co, stanął ci?-zapytałam opryskliwie-Jeżeli tak tego chcesz, to czemu sam nie złożysz się w ofierze, co?
-To nie takie proste. Ofiarować możemy jedynie dziewice i jeńców wojennych.-wyjaśnił
-A mogę wiedzieć kim jest ta wasza boginka?-zapytałam z kpiną w głosie
-Czarne wcielenie wielkiej Dewi!-wykrzyszał demon-KALI!!!
Spojrzałem na niego wzrokiem pełnym pogardy. Zwariował, wyprali mu mózg i nie jest w stanie racjonalnie myśleć. Ale w tak dużej świątyni nie może odbywać się składanie ofiary tylko dla jednej osoby. Popatrzyłam w kierunku wejścia. Była pełnia. Wtedy w drzwiach pojawiła się jedna osoba. Był to drobny, żółtoskóry staruszek z czerwoną kropką na czole. Wszedł do wnętrza świątyni i skierował się w moją stronę. Wszedł po schodach, po czym położył przyniesioną wcześniej misę z kwiatami, owocami i warzywami oraz kilka świec. Zapalił je, a potem złożył ręce jak do modlitwy i wymamrotał:
-Wielka i Straszna Kali. Proszę o łaskawość dla mnie i mojej rodziny, a także o sprawiedliwy sąd dla tej kobiety, którą składamy dla Ciebię w ofierze.-staruszek skłonił się lekko, po czym usiadł na podłodze obok kolumny. W ciągu kilkudziesięciu minut cała świątynia była zapełniona wiernymi, a każdy z nich przyniósł coś i złożył u mych stóp, a także pomodlił się. Gdy wszyscy zajęli miejsca rozpoczęła cię ceremonia. Bazalt wyszedł zza pala do którego byłam przywiązana i zaczął mówić:
-Zebraliśmy się tu, aby złożyć w ofierze naszej Prawdziwie Wielkiej Bogini! Rozpocznijmy więc rytuał!!!-krzyknął
Wtedy w świątyni zabrzmiały bębny, a ludzie zaczęli śpiewać w tajemniczym języku:
-Przybądź, o Czarna Kali i zabierz duszę tej niewiernej kobiety, która podniosła ostrze na twojego kapłana!-wołał z podniesionymi rękoma.
Wtedy oczy i usta głów na kolumnach otworzyły się świecąc czarnym światłem. Z ich ust wydobył się przeraźliwy jazgot, który wwiercał się moje uszy. Dym ze świeczek ukształtował się w kobietę z czterema rękami. W jednej z nich trzymała kadzidło, w drugiej miała miecz, w trzeciej dzierżyła duży sierp, a w czwartej-odciętą głowę. Wiedziałam, że to tylko iluzję Bazalta, gdyż bez nich nie miałby tak wielu wiernych. Popatrzyłam na demona, a w jego oczach widziałam szaleństwo. Duch z dymu przeleciał przez moje ciało i rozpłynął się w powietrzu.
                 ~*JELLAL*~
Razem z Paradox wylądowaliśmy kawałek przed wielką, wykutą w skale świątyni. Dochodziły z tamtąd odgłosy bębnów i bardzo nieprzyjemny dla ucha dźwięk. Już chciałem pójść do groty lecz demonica złapała mnie za dłoń. Odwróciłem się w jej stronę z pytającym wzrokiem. Paradox spojrzała w moje oczy, po czym zrobiła na moim czole dziwny znak palcem:
-Dzięki temu będziesz odporny na iluzję Bazalta. Teraz idź, ratuj Erzę.
Skinąłem głową i pobiegłem do wejścia do świątyni. Gdy tylko przekroczyłen próg, uderzyły mnie basy bębnów. Zebrani śpiewali kołysząc się w rytm muzyki. Zauważyłem też Octaviana, a raczej Bazalta. Wtedy też przypomniałem sobie, że wcale nie poznałem go 5 lat temu. To była iluzja. Wtedy usłyszałem głos Erzy. Przebiegłem przez tłum i zobaczyłem duszącą się kobietę:
-Erza!!!
Chciałem ją uwolnić lecz demon mi na to nie pozwolił. Strzelił w moją stronę kulę mrocznej energii, a ja zrobiłem unik przez co pocisk uderzył w jedną z kolumn. Kamień roztrzaskał się spadając na wiernych, ale oni nie zauważyli tego, nikt nie ruszył nawet palcem. Nagle krzyk Erzy stał się inny. Przestała się dusić ale za to na jej skórze zaczęły pojawiać się głębokie rany, z których tryskała krew:
-Przestań!!!-krzyczałem do Bazalta
On tylko uśmiechnął się złowieszczo i rzucił się na mnie z pięściami, wokół których zebrała się mroczna energia. Szybko wyprowadzał ciosy, lecz były one niedokładne i nie trafiał w cel. Wtedy to ja zaatakowałem. Z prędkością światła uderzałem w jego ciało, a on wydawał z siebie jęki bólu. Mocniejszym ciosem posłałem go na ścianę, po czym zebrałem ogromną ilość mocy w dłoniach i rzuciłem w jego stronę. Ludzie oswobodzeni od iluzji zaczęli w panice opuszczać świątynię. Zanim mój pocisk uderzył w Bazalta demon poruszył lekko ręką i wtedy usłyszałem urwany krzyk Erzy. Odwróciłem się, a widok który zastałem zmroził mi krew w żyłach. Z przeciętej szyi mocno tryskała czerwona posoka. Rzuciłem się w jej kierunku i szybko  oswobodziłem ją z więzów. Położyłem ją na podłodze i zacząłem tamować krwotok:
-Zostań ze mną! Patrz na mnie i nie zamykaj oczu!-mówiłem do niej
Wtedy kobieta delikatnie złapała mnie za rękę i słabym głosem powiedziała:
-Już za późno, nie uratujesz mnie...
-Nie mów tak!-krzyczałem, a z moich oczu wypływały łzy
-Wiem, że zaraz umrę, ale muszę powiedzieć ci, że...-zrobiła przerwę-...kocham cię, zawsze kochałam i nigdy nie przestanę kochać, więc proszę, żyj...
Kobieta uniosła dłoń i otarła moje łzy.
Następnie wzięła moją rękę i zmaterializowała w niej jej katanę:
-Zachowaj ją, jako...pamiątkę po mnie
-Nie zostawiaj mnie! Też cię kocham, więc zostań ze mną!-łkałem
W jej pięknych oczach błyszczały łzy:
-Żegnaj...-powiedziała, po czym zamknęła oczęta
-ERZA! ERZA!!! Proszę nie zostawiaj mnie! Zostań ze mną!!! Proszę...!
                           ~*~
Witam wszystkich po przerwie! Przepraszam za moją nieobecność (proszę, wybaczcie mi :'() i nie zabijcie mnie za ten rozdział! Wiem, że uśmiercenie głównej bohaterki jest grzechem i to ciężkim, ale zdradzę wam, że to jeszcze nie koniec ;). Wrzuciłabym tą notkę wcześniej, ale dostałam szlaban i byłam zmuszona pisać na telefonie, także wybaczcie wszelkie błędy ortograficzne i interpunkcyjne. Chciałam bardzo serdecznie podziękować Klarze, która mobilizowała mnie do pisania :). Jak zawsze zachęcam do komentowania i żegnam się z wami. Papatki cium :***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz