środa, 30 lipca 2014

ROZDZIAŁ 6

-Dzyń, dzyń! - zadzwonił dzwonek do drzwi.
W krótkich, czarnych spodenkach i niebieskim topie poszłam zobaczyć kto to. Otworzyłam dębowe drzwi i wyszłam za próg. Rozglądnęłam się w prawo, w lewo i nikogo nie zobaczyłam. Nagle poczułam kawałek papieru pod bosą stopą. Spojrzałam w dół i zobaczyłam złotawą kopertę. Podniosłam ją i wróciłam do środka. Usiadłam przy stole, wzięłam srebrny nożyk do kopert z bogato zdobioną rękojeścią i delikatnie otworzyłam list. Było to zaproszenie na bal. Spojrzałam na datę wydarzenia i zrobiłam wielkie oczy-bal jest DZISIAJ! Zerknęłam na zegarek, jest 7:00, dobra, zdążę! Poszłam do pokoju Jellala, w którym panował idealny porządek. Podeszłam do okien i szybkim ruchem rozsunęłam zasłony. Ostre światło wpadło do pomieszczenia, budząc niebieskowłosego:
-Co się dzieje..? Która godzina..?-mamrotając pod nosem spojrzał na zegarek
-7:00 rano?! Za co...-jęczał wielce poszkodowany Jellal.
-Idziemy na bal i mamy tylko 12 godzin na przygotowania. Szybko, wstawaj!
-Czekaj, czekaj... Jaki bal?! O co w ogóle chodzi?!
-Dziś o 19:00 odbędzie się bal i jesteśmy na niego zaproszeni.-wyjaśniłam podając mu list.
-Jezu...-westchnął-No dobra, już wstaję...
Uśmiechnęłam się i poszłam do kuchni zrobić śniadanie dla mojego małego śpiocha. Gdy wchodził do pomieszczenia właśnie kończyłam robić jajecznicę. Podałam mu talerz z posiłkiem, chleb i czarną kawę, a następnie poszłam się ogarnąć. Wzięłam ubrania i zamknęłam się w łazience. Umyłam się pod prysznicem, ubrałam się i zrobiłam lekki makijaż, a po 20 minutach wyszłam z pomieszczenia, zabrałam torebkę i ruszyłam na miasto. Popatrzyłam na zegarek, już 8:00! Przyśpieszyłam kroku i po 15 minutach dotarłam na miejsce-do galerii handlowej. Polowanie czas zacząć!
                          ~*Jellal*~
Erza podała mi fantastyczną jajecznicę oraz jeszcze lepszą kawę. Zabrałem się do jedzenia, a następnie ubrałem się i umyłem, zaraz po tym jak Erza wyszła z domu. Potem poszedłem do salonu i usiadłem na fotelu. Było cicho, za cicho, więc wziąłem buty i wyszedłem z domu. Spokojnym krokiem spacerowałem, rozkoszując się piękną pogodą. Ptaki latały mi nad głową ćwierkając wesoło, a wiatr rozwiewał mi włosy. Po chwili doszedłem na główny deptak. Było tu sporo ludzi. Dzieci biegały, śmiejąc się, a ich rodzice to narzekali na polityków, to na ZUS, albo najzwyczajniej w świecie rozmawiali o swoich pociechach. Westchnąłem. Po chwili usłyszałem wołanie:
-Heeej! Jellal! To ty?!
Odwróciłem się i zobaczyłem wysokiego blondyna o niebieskich oczach:
-Jeny...szmat czasu żeśmy się nie widzieli!
-A ty to...?
-A tak! Możesz mnie nie pamiętać...jestem Octavian Crascenti.
-Octavian?! Kopę lat, stary!-oświeciło mnie.
Octavian to mój stary kumpel, którego poznałem 5 lat temu w małym miasteczku na zachodzie. Usiedliśmy na ławeczce, a blondyn zapytał się:
-Co u ciebie? Opowiadaj!
-Ogólnie to wszystko ok...
-A tak z ciekawości, gdzie mieszkasz?-chłopak nie dał mi dokończyć
-Razem z przyjaciółką.
-Z "przyjaciółką", tak? Tak to się teraz mówi!-chłopak charakterystycznie poruszył brwiami i szturchnął mnie łokciem w żebra.
Nagle w oddali zobaczyłem czerwonowłosą piękność:
-Erza!!!-zawołałem ją-To jest ta "przyjaciółka".-powiedziałem do Octaviana.
-Niezła laska... Au!-kopnąłem go w kostkę.
-Jellal!-czerwonowłosa podbiegła do nas i przytuliła mnie na powitanie.
-Erza, pozwól, że ci przedstawię mojego kumpla-Octaviana Crescentiego. Stary, to jest Erza Scarlet.
-Miło mi-dziewczyna wyciągnęła rękę na powitanie, a blondyn złapał ją i ucałował w wierzch dłoni:
-Cała przyjemność po mojej stronie.-odpowiedział
Usiedliśmy razem przy stoliku w pobliskiej kawiarni i zamówiliśmy kawę:
-Powiedz mi, czym się zajmujesz?-chłopak zwrócił się do Erzy.
-Jestem magiem w gildii Fairy Tail.
-I jak ci się tam podoba?
-Są dla mnie jak rodzina, w sumie to tam się wychowywałam. A ty, czym się zajmujesz?
-E tam, nic specjalnego. Jestem tylko skromnym bankierem.
-Skromnym bankierem powiadasz...nie wyglądasz mi na SKROMNEGO bankiera-powiedziała mrużąc oczy i upijając łyk kawy.
Octavian miał na sobie dobrej jakości koszulę, porządne jeansy i skórzane buty, a to raczej nie jest zestaw dla skromnym ludzi... Blondyn spojrzał na zegarek, który również nie wyglądał na tani:
-Bardzo was przepraszam, ale muszę już iść. Jestem umówiony na bardzo ważne spotkanie. Miło było was spotkać.
Ruszył w swoją stronę i pomachał nam na pożegnanie:
-My też powinniśmy się zbierać- powiedziała Erza.
Przytaknąłem jej i razem ruszyliśmy do domu
~*Erza*~
Wyciągnęłam klucze, otworzyłam drzwi i weszliśmy do środka. Zdjęłam buty i poszłam do łazienki. Umyłam się, nałożyłam balsam do ciała, założyłam bieliznę i szlafrok, po czym poszłam do sypialni. Tam z kolei włożyłam rajstopy oraz nowo nabytą, czarną suknię balową z mnóstwem falbanek oraz z dużym, też czarnym kwiatem na prawo od dekoltu, a potem zrobiłam fryzurę (podobną do odpowiednika Erzy z Edolas), makijaż i poszłam szukać butów. Po dłuższej chwili znalazłam idealne, klasyczne, czarne szpilki, które od razu założyłam. Zabrałam jeszcze malutką, czarno-srebrną torebeczkę i poszłam do salonu, gdzie Jellal już na mnie czekał. Na mój widok szczena mu opadła i powiedział:
-Wow... Wyglądasz, no cóż...pięknie to za mało powiedziane.
-Dziękuję-odpowiedziałam-Ty też ślicznie wyglądasz.
Chłopak wziął mnie za rękę i wyszliśmy z domu. Przed posiadłością stał piękny powóz zaprzęgnięty w dwa, kare konie:
-Panna Scarlet i pan Fernandes?
-Tak, to my.
-Proszę do środka.-stangret otworzył nam drzwi i weszliśmy do powozu.
Po chwili usłyszeliśmy trzask wódz i stukot końskich kopyt. Jechaliśmy tak dłuższy czas, nie rozmawialiśmy ze sobą. Nagle powóz zatrzymał się, a drzwiczki się otworzyły:
-Jesteśmy na miejscu.-powiedział stangret
-Dziękujemy bardzo-uśmiechnęłam się do niego.
Chłopak lekko ukłonił się, po czym odjechał, a ja z Jellalem ruszyliśmy do wejścia wielkiej willi z fontannami i przeszliśmy na schody. Daliśmy zaproszenie wysokiemu mężczyźnie przy wejściu, a on przepuścił nas dalej. Szliśmy korytarzem do sali balowej, gdzie rozbrzmiewała melodia walca. Gdy tylko weszliśmy do wielkiego pomieszczenia przywitała nas pulchna właścicielka. U pani Naomi miałam niegdyś misję. Chodziło o zabicie wielkiego kreta, który demolował jej równie wielki ogród:
-Erza, kochanie! Jak miło cię widzieć, a twój partner to zapewne Jellal, tak?
-Dokładnie tak, tylko skąd go pani zna?-zapytałam
-Mój siostrzeniec-Octavian-mi o was opowiadał, kochanieńka!
Nagle ktoś zawołał miłą panią właścicielkę:
-Przepraszam was bardzo, obowiązki wzywają. Bawcie się dobrze!
I poszła. Rozglądnęłam się po sali. Było to duże pomieszczenie z kilkoma wielkimi oknami oraz gigantycznymi, przeszklonymi drzwiami. W lewym rogu sali rozłożyła się orkiestra, a po prawej stronie ustawione były liczne czteroosobowe stoliki. Usiedliśmy przy jednym z nich. Kelner nalał nam do kieliszków czternastoletniego Porto. Upiłam łyk napoju, a gdy odłożyłam naczynie, ktoś złapał mnie od tyłu za ramiona. Odwróciłam głowę i zobaczyłam...Octaviana! Był ubrany w piękny garnitur, a za nim stał śliczna kobieta w zwiewnej, błękitnej sukni, z blond włosami oraz białą chustą zarzuconą na ramiona:
-Octavian! Co ty tu robisz?-zapytał zaskoczony Jellal.
-Przyjechałem do ciotki w odwiedziny, a ona poprosiła mnie żebym został na balu, a właśnie-Octavian wskazał dłonią na kobietę stojącą za nim-To jest Nora Veryovochka (czyt. Nora Weriowoćka):
-Miło was poznać-dziewczyna lekko dygnęła mówiąc bardzo wesołym głosem.
-Cała przyjemność po naszej stronie-odpowiedział Jellal.
-Chodźmy tańczyć!-zawołał Octavian
Wziął Norę za rękę i ruszyli na parkiet:
-Czy mogę prosić do tańca?-Jellal zapytał mnie delikatnie wyciągając dłoń.
-Oczywiście-przyjęłam jego zaproszenie.
Wolnym krokiem poszliśmy na parkiet i zaczęliśmy tańczyć walca. Wirowaliśmy wśród innych par, gdy nagle Octavian zrobił "odbijańca" i trafiłam w jego objęcia. Wtem muzyka zwolniła, a mój partner delikatnie złapał mój podbródek i podniósł go do góry. Spojrzałam w jego błękitne oczy, on zrobił to samo, po czym powoli zbliżył twarz do mojego ucha:
-Ślicznie wyglądasz, Wróżko...-wyszeptał uwodzicielsko
-Dziękuję...-odpowiedziałam nieśmiało rumieniąc się przy tym.
-Przejdźmy się po ogrodzie.-zaproponował
-Ale Jellal i Nora...-chłopak nie dał mi dokończyć i przyłożył mi palec do ust:
-O nich się nie martw, patrz jak świetnie się ze sobą dogadują.
Blondyn skierował moją głowę w ich stronę. Nora tańczyła przytulańca z Jellalem, opierając głowę na jego ramieniu. Na ich widok coś mnie zabolało:
-Chodźmy, nie przeszkadzajmy im-...powiedział
Octavian zaprowadził mnie do ogrodu. Przeszliśmy przez wielkie drzwi i wyszliśmy na zewnątrz. Ogród pani Naomi był piękny: wąska ścieżka z płaskich kamieni prowadząca do małego jeziorka z uroczym mostkiem, a obok śliczna, biała altanka. Po drugiej stronie ogrodu rosła wielka wierzba. Na niebie jasno świecił księżyc w pełni. Chłopak ruszył w kierunku zbiornika wodnego. Popatrzyłam w jego stronę. Octavian w otoczeniu najróżniejszych kwiatów i świetlików oraz skąpany w księżycowej poświacie wyglądał jak książę z bajki. Chłopak odwrócił się do mnie:
-Choć-powiedział uwodzicielsko.
Pchnięta jakimś dziwnym uczuciem poszłam do niego. Octavian chwycił mnie za rękę i razem ruszyliśmy na mostek. Chłopak po drodze zerwał kolorowy kwiat i na jeziorku włożył mi go we włosy. Przesunął ręką po moich włosach i przytrzymał ich końcówki, przytykając je do swoich ust. Zarumieniłam się i odwróciłam wzrok. Octavian wypuścił szkarłatne kosmyki ze swojej dłoni, po czym chwycił mój podbródek i zbliżył się do mojej twarzy. Patrzył w moje oczy, a po chwili chłopak zachłannie wpił się w moje usta. Próbowałam się wyrwać lecz chłopak był za silny. Wtedy ugryzłam go w język, a w ustach poczułam smak krwi. Chłopak zaklął, po czym spoliczkował mnie:
-Jak śmiałaś, suko!-krzyknął i rzucił się na mnie.
Szybko odskoczyłam, podmieniłam zbroję i uciekłam na drzewo. Chłopak dalej biegnąc rozłożył błoniaste skrzydła, które pojawiły się na jego plecach, z jego skroni wyrosły baranie rogi, a kość ogonowa wydłużyła się tworząc ogon podobny do lwiego. Octavian wzbił się w powietrze i zebrał magiczną materię w dłoni i jak ze spluwy zaczął do mnie strzelać. Szybko unikałam kolejnych ataków:
-Czym ty jesteś?!
-Jam jest Bazalt, demon z księgi Zarefa. Jeśli poddasz się może nie zrobię ci krzywdy...
-Chyba śnisz!-odkrzyknęłam
-Jak chcesz...
Bazalt znów zaczął strzelać we mnie magią, lecz tym razem o wiele szybciej i częściej. Szybko wyskoczyłam w górę i chciałam wbić mu miecz w ramię, lecz ten osłonił się skrzydłem, więc rozcięłam tylko błonę. Bazalt syknął z bólu i zobaczyłam jego czerwone tęczówki, które świeciły w ciemnościach. Demon uderzył, a ja poleciałam z impetem w drzewo. Wydałam z siebie stłumiony krzyk i splunęłam krwią. Zanim się spostrzegłam kolejna magiczna kula leciała prosto na mnie. Szybko pobiegłam na bok, a z drzewa, które tam stał nie zostało prawie nic. Przeraziłam się. Przyzwałam zbroję lotu i na full speedzie zaatakowałam go od tyłu ucinając mu skrzydło. Bazalt rykną z bólu i spadł na ziemię:
-Ty suko!!! Ty pierdolona suko!!!-darł się
Chcąc skorzystać z chwili słabości mojego wroga pobiegłam w jego stronę i spróbowałam wbić mu ostrze w łeb, lecz demon odchylił głowę i jedną ręką złapał mnie za nadgarstek zmuszając mnie do wypuszczenia broni, po czym przygniótł mnie swoim własnym ciężarem i chwycił mnie za gardło. Zaczęłam się dusić:
-Nie martw, nie zabiję cię, ale czeka cię coś duuużo gorszego!-zaśmiał się złowieszczo.
Wyciągnął z kieszeni chusteczkę nasączoną chloroformem i przycisnął ją do moich ust. Zaczęłam się wyrywać, lecz nic nie mogłam zrobić. Z moich oczu wypłynęło kilka łez bezsilności, a po chwili straciłam przytomność.

    ~*Jellal*~
Gdy tańczyłem z Norą, kątem oka zauważyłem, że Erza wychodzi na zewnątrz z Octavianem:
-Chcesz się napić?-zapytała Nora
-Chętnie.
Podeszliśmy do bufetu i wziąłem jedną ze szklaneczek z ponczem. Wypiłem trochę, po czym szybko wyplułem:
-Nie pij tego!-krzyknąłem i wytrąciłem jej szklaneczkę z ręki, a ona rozbiła się na malutkie kawałeczki-Poncz jest zatruty!
-Cholera...-zaklęła pod nosem.
Nagle dziewczyna zabłysnęła białym światłem i uniosła się w górę, a gdy "zgasła" moim oczom ukazała się białowłosa kobieta w błękitnych bodach i białej chuście, a w dłoni trzymała niebieski wachlarz. Rozłożyła go i machnęła nim, a wiatr, który wywołała zdarł ze mnie marynarkę i zrobił kilka nacięć na skórze twarzy i dłoni:
-Nora, co cię ugryzło?!
-Nie jestem Norą, zwą mnie Paradox. Generał 3 Brygady Powietrznej Demonów z Księgi Zerefa.
Białowłosa dalej lewitując w powietrzu znów uderzyła wachlarzem tworząc powietrzne, niewidzialne ostrza, którymi próbowała mnie najprawdopodobniej zabić. Za pomocą zaklęcia przyśpieszyłem się i unikałem kolejnych ataków. Stoły i krzesła rozpadły się na kawałki, a ludzie zaczęli krzyczeć i uciekać. Demonica jeszcze raz uderzyła wachlarzem i utworzyła trąbę powietrzną, która wsysała dosłownie wszystko. Chciałem pomóc ludziom, lecz Paradox nie ułatwiała mi tego. Uderzała mnie wiatrem jak wściekła, a ja najszybciej jak potrafiłem pobiegłem z kontratakiem. Próbowałem uderzyć ją, lecz demonica rozpłynęła się w powietrzu. Szybko rozglądnąłem się wokół siebie, gdy nagle poczułem podmuch wiatru na plecach. Odwróciłem się i od razu dostałem wachlarzem w twarz, a na policzku pojawiła się głęboka rana, z której sączyła się krew. Korzystając z okazji zaatakowałem ją i wtedy zamiast ją uderzyć, to znów oberwałem w twarz. Dziewczyna odleciała na bezpieczną odległość i zdmuchnęła mnie na ziemię. Ja z kolei przyspieszyłem się zaklęciem i najszybciej jak potrafiłem podbiegłem do niej i uderzyłem ją z buta w twarz (z buta wjeżdżam XD). Paradox odleciała kilka metrów i z impetem spadła na ziemię. Podniosła się i dotknęła swojej rozciętej wargi, a gdy tylko zobaczyła krew na swoich palcach jej źrenice zwężyły się, a powietrze wokół niej zaczęło szybciej krążyć. Zebrałem magiczną energię w ręce i rzuciłem w jej kierunku, a ona tylko uderzyła wachlarzem i moja magiczna kula rozwiała się. Szybko ruszyłem na nią, a ona znów machnęła bronią, tworząc kilka ostrzy, które rozcięły moją koszulę:
-Jak chciałaś, żebym się rozebrał to wystarczyło powiedzieć!-krzyknąłem do niej
Dziewczyna zarumieniła się i zniknęła z mojego pola widzenia. Rozglądnąłem się i zobaczyłem kawałek białego materiału za jednym z latających stołów. Szybko ruszyłem w jej kierunku i jednym kopniakiem w twarz...znowu, powaliłem ją na ziemię. Demonica wydała z siebie cichy jęk, a z jej ust poleciała stróżka krwi, lecz tym razem wstała i uciekła przez wybite okno. Chciałem ją gonić i także wybiegłem na ogród, lecz ona była już daleko. Wytężyłem wzrok i wydawało mi się, że się do mnie uśmiechnęła. Popatrzyłem jak odlatuje i rozglądnąłem się w poszukiwaniu Erzy. Ogólnie cały ogród był zmasakrowany, wszędzie były dziury w ziemi, a ponad 3/4 drzewa nie było:
-Erza! Erza!!!-wołałem ją, lecz odpowiadało mi tylko echo.
Nagle powiał lekki wietrzyk zbierając z ziemi zeschłe liście i niosąc je w kierunku pozostałości po drzewie. Podszedłem do dawnej wierzby i zobaczyłem tam białą chusteczkę. Wziąłem ją do ręki i powąchałem. Poczułem zapach chloroformu i wtedy już wiedziałem co się stało, a w tym przekonaniu umacniał mnie fakt, że na drzewie znalazłem też fragment sukni Erzy. Byłem pewny, że została u p r o w a d z o n a! Zacząłem szukać jakiś śladów lecz znalazłem tylko odcięte, błoniaste skrzydło:
-To skrzydło Octaviana, a raczej Bazalta. To też jest demon.
Odwróciłem się szybko i zobaczyłem Paradox siedzącą na drzewie.
-Dlaczego mi pomagasz...?-zapytałem
-Bo nie wiedziałam jakie on miał zamiary, naprawdę! Przepraszam cię, przeze mnie jesteś ranny...
-To nic takiego...
-Wiem, gdzie jest jego siedziba. Podejrzewam, że to tam zabrał Erzę. A właśnie, ty i Scarlet...jesteście parą?-zapytała
-N-nie!-speszyłem się
Paradox się zaśmiała:
-Szkoda, bo jesteś niezłym facetem, a zresztą pasowalibyście do siebie.
-Tak myślisz?
-Dokładnie.
-To powiedz mi, gdzie jest Erza.
-Nie powiem ci, ja cię tam zabiorę.
I polecieli
~*~
I oto powracam z nową notką i weną. Napisałam właśnie najdłuższy rozdział w całym moim życiu! Jeeej!!! I jak wam się podoba? Mam nadzieję, że tak :). Tak w ogóle to sorki, że tak długo musieliście czekać, no ale cóż...ważne, że jest! A właśnie! Jakbyście mieli jakieś specjalne życzenia odnośnie bloga, to piszcie. Chętnie się dowiem czego od mnie oczekujecie :). Powoli kończę zakładkę "Bohaterowie" z min.: Erzą, Jellalem, Paradox, itd. Jako, że nie dość, że muszę odpokutować moją długą nieobecność na blogu, to jeszcze od tego Bieszczadzkiego powietrza weny mi przybyło, to niedługo pojawi się bonusik (i to jaki :D). Tak więc kończę, zapraszam do komentowania, pozdrawiam i jak zwykle papatki cium :***
Nazwiska użyte w notce są przypadkowe.
Ciekawostka: imię Nory wzięło się od imienia konia z obozu na którym jako jedynym nie jeździłam :)

1 komentarz: